Strona główna
Aktualności
Regulamin Klubu
Ceryfikat
Sylwetki hodowców
Hodowane odmiany
Cele Klubu
Materiał do dyskusji
Wzorzec
Kolory
Regulamin wystaw
Nasze zebrania
Nasze wystawy
Linki
Nasz baner
Mapa strony


Wielkość liter:A A A A

Rozmawiają: Ryszard Bielawski i Piotr Styczyński 

Piotr: Jak zaczął Pan swoją przygodę z gołębiami rasowymi?

Ryszard: Moi rodzice wybudowali dom w Gdańsku Oliwie, wtedy tak się nazywała ta dzielnica. w tej chwili to Przymorze Małe, tutaj wprowadziliśmy się w 1958 roku. Moja mama hodowała kury, dlatego tato zbudował mały gołębnik/kurnik. Chodziłem wtedy do 4 klasy podstawowej miałem 9 lat, bo rok szybciej zacząłem szkołę podstawową. Okazało się, że w tej nowej szkole, do której poszedłem mój kolega z ławy szkolnej miał gołębie. I ja zamiast iść po lekcjach do domu, szedłem do Wacława, ganiać z nim te gołąbki. Tak zaraził mnie hodowlą gołębi. Przywiozłem z wakacji ze wsi parę gołąbków. Oczywiście jak to wtedy mówiliśmy "poluchy". Nosiły cztery jajka, mój kolega mówił, że gołębie mają tylko po dwa. Okazało, że to były to samiczki. Od tego się zaczęła hodowla. Mama oczywiście karmiła kury, więc z zaopatrzeniem moich ptaków nie było problemu. Później kupiłem gołębie rasowe, które latały. Ganialiśmy je, one musiały ciągle latać, więc najpierw były to bociany, później jakieś krymki, winerki, chyba większość z nas tak zaczynała swoja przygodę z gołębiami. Tak hodowałem gołębie do matury, wyjechałem z Gdańska i zlikwidowałem gołębie.

Piotr: Ale to na pewno nie był koniec z Pana hobby?

Ryszard: Dopiero w latach siedemdziesiątych budowałem na działce taki domek na narzędzia ogrodowe. Ale przyszedł kolega Wacław i przypomniał mi o hodowli gołębi. Więc zaczęłam znowu hodować, oczywiście gołębie rasowe. Obok na działkach ogrodowych gołębie miał jeszcze Stanisław Szelągowski. Namawiał mnie, abym przystąpił do związku, żeby jeździć na wystawy. W tamtym czasie hodowałem "podbródki", jednobarwne białe niemieckie długodziobe lotne, srebniaki, takie gołębie które dobrze latały.

Piotr: Czy dużo czasu poświęcał Pan ptakom?

Ryszard: Traktowałem hodowlę, jako swoje odstresowanie od pracy zawodowej. Popołudniu wypuszczałem gołąbki, szedłem z psami na spacer, później znowu do gołębi i tak mijał rok za rokiem. W końcu doszło do tego, że w roku 1986 koledzy ze związku w Gdyni, Jan Jankowski, Józef Kalinowski, Bogdan Warakomski zaproponowali nam połączenie się z naszym związkiem. Kolega Zbigniew Tarnówka, Marian Zacharczuk namówili mnie, żebyśmy się spotkali w Gdańsku przed siedzibą dawnego HDI w Gdańsku na Przymorzu. Doszło między nami do porozumienia o połączeniu się, by robić wspólne wystawy w dobrych warunkach na targach. Wcześniej były organizowane w Gdyni, a teraz przenieśliśmy się do Gdańska, do siedziby Międzynarodowych Targów Gdańskich przy ul. Beniowskiego. Od tego momentu zaczęliśmy organizować "Bałtyckie" wystawy. Zaprosiliśmy również do współuczestniczenia w tych wystawach kolegów hodujących gołębie pocztowe.

Piotr: Która z wystaw okazała się największym sukcesem?

Ryszard: Organizowaliśmy kilka wystaw krajowych, a największym naszym osiągnięciem w mojej ocenie, była europejska wystawa gdańskich wyskolotnych. W ramach działalności naszego związku zostały utworzone dwa kluby. Czołowi hodowcy gołębi gdańskich, tacy jak Alfons Labuda czy Sławomir Wróbel, kiedyś przyszli do mnie mówiąc, że przy Trójmiejskim Związku powinien działać klub hodowców sokoła gdańskiego. Według mnie my powinniśmy promować i być odpowiedzialni za nasze rasy regionalne, więc zorganizowaliśmy klub. Na czele tego klubu stanął kolega Alfons Labuda. Przy wsparciu pozostałych rozwinął się on mocno, że chyba jest teraz czołowym klubem nie tylko w Polsce. Uczestniczymy w wystawach europejskich. Zaczęło się od wystawy w Słowacji, potem we Francji, ostatnio w Danii. Przygotowywaliśmy się na wystawę europejską, która miała być w Kielcach w tym roku. W tej chwili z powodu wojny na Ukrainie czy też pandemii nie dojdzie do tej dostawy i bardzo żałuję. Bardzo dobrze wspominamy naszą wystawę z 2014 roku w Gdańsku, gdzie rzeczywiście była to największa wystawa, na której prezentowano materiał hodowlany. Na podkreślenie zasługuje to co preferujemy, żeby oceny dokonywano w odmianach barwnych. Opracowany został regulamin wystaw gdańskich gdzie są określone warunki. Gdzie musi być wystawiony przynajmniej jeden młody gołąb, tak więc powoduje to, że jest taka zdrowa rywalizacja, jak i daje to szansę rozwoju rasy.

Piotr: Związek cały czas się rozwija, czym jeszcze może się poszczycić?

Ryszard: Powstał również klub białogłówek, głównym sprawcą tego działania jest znakomity hodowca gołębi krótkodziobych Marian Zacharczuk. Dużym sukcesem tego klubu jest zarejestrowanie nowej rasy białogłówki gdańskiej krótkodziobej. Przy związku prężnie rozwija się sekcja królików, to za sprawą Andrzeja Bujaka, który mocno pracuje w hodowcami królików, o czym świadczą wyniki na wystawach europejskich. Na podkreślenie zasługuje to, że wiele innych ras, które przebijają się w hodowli chcemy, żeby przede wszystkim rasy polskie czy rodzinne były wspierane przez nasz związek, a nawet wielokrotnie podkreślaliśmy to na forum.

Piotr: Ilu członków liczył związek na początku działalności?

Ryszard: Zaczęliśmy od kilkunastu członków, a w tej chwili jest ich już ponad stu. W 2014 roku ze względów zdrowotnych podjąłem decyzję o rezygnacji z dalszego kierowania trójmiejskim związkiem, mój kolega Andrzej Bujak, który był moim zastępcą przejął kierowanie. Zasiada on również we władzach Polskiego Związku. Zależy nam na rozwoju, na przygotowaniu kadry, szczególnie jeżeli chodzi o kadrę sędziowską. Mamy liczną grupę sędziów, ostatnio młodzi koledzy przeszli procedurę kwalifikacyjną do tego statusu. W tej chwili mamy sporo aktywnych kolegów, którzy mają uprawnienia sędziowskie w ocenie gdańskich. Wystawy bałtyckie należą zawsze do najlepiej przygotowywanych i przeprowadzonych, to za sprawą dobrej lokalizacji i warunków jakie dawały nam Międzynarodowe Targi Gdańskie. Niestety w ostatnich dwóch latach z powodu pandemii, która ograniczyła, czy wręcz uniemożliwiła nam zorganizowanie wystaw. Jednak ostatnia wystawa, którą zorganizowaliśmy, była takim ambitnym przedsięwzięciem, gdzie przedstawiliśmy program dla szkół, a nawet przedszkoli. Główną tematyką była właśnie hodowla gołębi i drobiu. Nasz kolega Piotr Styczyński robił bardzo ładną prezentację gołębi latających, kolega Zbigniew Gilarski prowadził wykład na temat hodowli gołębi i prezentował dorobek hodowlany naszego regionu. Znalazło to uznanie wśród władz miasta Gdańska, chcemy dalej kontynuować taką działalność promocyjną. Współpracujemy z Ośrodkiem Doradztwa Rolniczego. Dwa razy w roku jesteśmy obecni na wystawach w Lubaniu. Zależy nam na szerokim promowaniu naszego hobby.

Piotr: Kiedy wstąpił Pan do TZ i jakie funkcje pełnił na przestrzeni lat?

Ryszard: Na początku to już zgodziłem przewodniczącym komisji rewizyjnej, ale po zakończeniu kadencji Józka Kalinowskiego wybrano mnie w 2004 i do 2014 kierowałem związkiem. W tym okresie byłem również członkiem władz Polskiego Związku, byłem sekretarzem, starałem się dobrze realizować zadania i przedstawiać programy działania do tego, aby skupiać się na najważniejszych celach jakie stają przed hodowcami. Napisałem również statuty. Za mojej kadencji przeprowadzono procedurę oparcia działalności związków o działalność statutową zgodnie z ustawą. Wszystko było przeprowadzone sprawnie, nawet wielu innym sąsiednim związkom pomagałem w przygotowaniu stosownych materiałów do rejestracji.

Piotr: Jakie gołębie Pan hodował, jakie hoduje obecnie i które są tymi ulubionymi?

Ryszard: Ptaki, które wyhodowały się w moim stadzie zawodowym mają dożywocie. Hoduję za namową kolegów sokoły gdańskie, a więc zacząłem od niebieskich, potem dołączyłem czarne, mam białe i są to trzy odmiany barwne, które posiadam. Myślę, że mam dobry poziom tej hodowli, przede wszystkim pomaga mi mój nauczyciel Sławek Wróbel, który doradza i wspiera mnie również materiałem hodowlanym. Wielokrotnie moje gdańskie wygrywały wystawy krajowe. Ostatnio na wystawie europejskiej niebieskie zdobyły pierwszą kolekcję. Cieszę się, że jest to dobry pokrój gołębi. Natomiast hoduję, jak to moja żona mówi, ciągle za dużo, bo mam sześć ras w gołębniku. Hoduję bardzo ładne berlińskie długodzioby, ale tylko w rysunku sroczym. Mam również podbródki, białogony czyli jednobarwne białe czy srebniaki w których lubuję się od dziecka. Ostatnio zagościły w mojej hodowli również tzw. "weselniki" czyli białe pocztowe a to za sprawą jednego z proboszczów, który wypromował wypuszczanie białych gołębi na różnych uroczystościach.

Piotr: Czy Pana ptaki latają na wolności?

Ryszard: Wszystkie gołębie u mnie latają, ale akurat sokoły wypuszczam osobno, a przy treningach pomaga mi jastrząb, mam z tego tytułu straty, których często żałuję, ale takie są prawa natury. I ja to szanuję. Jako emeryt mogę sobie pozwolić na przesiadywanie w ogrodzie na ławeczce, wołam gołębie do siebie i cieszę się nimi. Przede wszystkim jest to dla mnie hobby, które ma mnie odstresować. Przez wiele lat kierowałem dużą firmą elektroniczną i zależało mi na tym, żeby mieć takie miejsce własnego wypoczynku, spokoju, gdzie mogłem sobie usiąść i pomyśleć. Natomiast działalność związku traktuję też jako pracę zespołową, jest też ona możliwością podzielenia się umiejętnościami. Jeżeli tak jestem odbierany, to cieszę się z tego. Oczywiście nie wszystkich można namówić do jednakowego działania, jest to zrozumiałe, ale tu trzeba być cierpliwym i wyrozumiałym. Należy pracować tak, żeby mieć godnych następców, czyli przygotowywać hodowców i do hodowli i do działania w związku.

Piotr: Z jakimi hodowcami Pan współpracuje w pracach hodowlanych?

Ryszard: Tutaj moją cechą charakteru, którą nawet się nie chwale jest to, żeby umieć współpracować z dobrymi i mądrzejszymi od siebie. Na moich studiach menedżerskich, jeden z mądrych profesorów mówił tak: "Starajcie się mieć do współpracy dobrych, mądrzejszych od siebie, tylko nauczcie się ich słuchać i odpowiednio wykorzystywać ich wiedzę i umiejętności." To samo czynię w hodowli, bo to prawo jest uniwersalne, czyli uczyć się od najlepszych. Moim wychowawcą, jeżeli chodzi o hodowlę gołębi jest kolega Wacław Kołodziejczuk, Ma bardzo dużą wiedzę hodowlaną. Jeżeli chodzi o gdanskie to Sławek Wróbel, czy oczywiście Alfons Labuda, św. pamięci Andrzej Wilamowski. Lubię jeździć na spotkania, szkolenia ,dowiadywać się czegoś, czytać dużo, korzystam też i czytam od deski do deski nasz biuletyn. Jeżeli chodzi o PDLe no to moim głównym nauczycielem był św. pamięci pan Stanisław Kozioł z Częstochowy wielki znawca tej rasy. Przed każdą wystawą przyjeżdżał. Na wystawie młodych gołębi, która była w Gdańsku 2014 r moje młode zajęły drugie miejsce. On był głównym doradcą i oceniającym materiał budowlany, który chciałem przygotować do rozrodu i przygotować na wystawę. Trzeba sięgać do wiedzy tych, którzy udowodnili swoje kompetencje. Przy wyborze sędziów na nasze wystawy, zależy nam na tym żeby sędziowie których powołujemy do oceny, przede wszystkim hodowali daną rasę, bo oni najlepiej są przygotowani i czują tę rasę. W przypadku królików, to Andrzej Bujak jest autorem tego rozwiązania. Uważam, że jest to najlepsza forma szkolenia, ocena prowadzona odbywa się w sobotę w obecności wystawców. Nigdy nie było przy tym konfliktów, dlatego bardzo mi się podobała formuła, którą przewodniczący kolegium sędziów kolega Edward Gersztyn zaproponował tj. ocenę opisową. Sędzia jest moim głównym doradcą, dlatego staram się wystawić jak największą reprezentację. Uważam, że to jest najwłaściwsza forma.

Piotr Jak przebiegają przygotowania do wystaw w TZ, przez wiele lat jest Pan kluczową postacią przy ich organizacji? Czym wystawy w Gdańsku różnią się od innych?

Moje doświadczenie zawodowe przenosiłem na forum działalności związku. Przygotowania do wystawy następnej zaczynały się już na tej, która się kończy. Dokonywaliśmy spotkania w gronie organizatorów wystawy bałtyckiej, czy też krajowej i podsumowaliśmy mocne strony i słabe strony i to co musimy poprawić i to co jeszcze uczynić. Jeżeli te wystawy były w grudniu, czy w styczniu to od tego czasu szły już przygotowania do kolejnych. Najpierw oczywiście rozmowy odnośnie wynajmu. Staraliśmy się zawsze żeby umowy na wynajem hali były wieloletnie. Potem przygotowanie sprzętu, sukcesywnie przez kolejne lata powiększaliśmy liczebność naszych zasobów. Oczywiście później braliśmy się za promowanie wystawy, w okolicach sierpnia omawialiśmy regulamin, osoby odpowiedzialne, biznes plan i planowanie budżetu. Każdy dostawał listę spraw, za które jest odpowiedzialny. Szczytowym okresem jest oczywiście ostatni tydzień. Wtedy jest najwięcej zadań do wykonania. Andrzej Bujak przygotował elektroniczną formę zgłoszenia eksponatów, co w dużym stopniu upraszcza pracę. Współpracujemy również z sąsiednimi związkami. W roku 2019, gdzie uczestniczyliśmy w Bydgoszczy, była to znakomita wystawa przygotowana przez naszych przyjaciół. Myśmy przyjechali jako klub, wystawiając bardzo dużo eksponatów, prezentując bardzo dobry poziom materiału hodowlanego. W następnym roku byliśmy w Lipsku, w naszej ocenie gdańskie, które były w Bydgoszczy pokrojowo nie odbiegały od tamtych, a w naszej ocenie pokrojowo nawet lepsze.

Piotr: Pana przynależność do Pomorskiego Klubu Hodowców Sokoła Gdańskiego - początki jego funkcjonowania?

Ryszard: Kiedyś nasi koledzy złapali mnie za słowo, bo zawsze mówiłem, że zadaniem związku jest dbanie o własne regionalne rasy. No panie prezesie, tutaj trzeba byłoby taki klub powołać. Klubem zajął się kolega Alfons Labuda, jednak później zaczęli robić mi przytyki, że ja nie hoduję gdańskich wysokolotnych-sokołów gdańskich. Tak się zaczęło, najpierw od niebieskich a potem doszły kolejne odmiany. Myślę, że sokoły gdańskie są tak piękną rasą, że będzie coraz bardziej upowszechniana.

Piotr: Lotność sokołów gdańskich i zmiany w pokroju gołębi na przestrzeni lat? Jak zmieniły się gołębie?

Ryszard: Mam takie dość dobre koleżeńskie stosunki z sąsiadami, więc nie mam problemów z tytułu lotowania gołębi czy tego, że usiądą na chwilę na jeden z dachów. Natomiast gdy puszczam mam straty. Gdańskie latają inaczej. To jest gołąb wysokolotny, a w mojej ocenie nasi koledzy z Niemiec popełnili błąd i to ograniczyło tę wysokolotność. Wtrącenie innej rasy spowodowało, że one już nie latają kilka godzin, podobne opinie mają inni hodowcy. U mnie najlepiej latają gołębie niebieskie. Bardzo lubię lot srebniaków, bo czy jest ich dziesięć, czy sto to zawsze lecą skrzydło w skrzydło. Natomiast gdańskie są inne. Tu grupka, tam kilka sztuk wyleci zza chmur. Ma to swój urok i jest bardzo specyficzne. Najgorszym pokłosem obserwacji gołębi jest ból szyi. Sokół powinien latać wysoko.

Hodowcy cały czas pracują nad czymś nowym, jest to ich prawo i cały czas coś udoskonalają, nad czymś pracują. Polscy hodowcy gołębi krótkodziobych przede wszystkim chcą skracać i jeszcze raz skracać dzioby. Marian Zacharczuk jest twórcą takiej nowej pięknej rasy, którą udało się zarejestrować: białogłówka gdańska krótkodzioba. Trójmiejski związek pracuje obecnie nad zarejestrowaniem polskiej kury wielkanocnej, a dlaczego wielkanocnej? Bo znosi zielone jajka i nie trzeba już ich malować.

Dodatkowo moja żona hoduje gołębie i kury serarmy, które również pięknie prezentują się na wystawach.

Piotr: Dziękuję za rozmowę.

Ryszard: Dziękuję.